środa, 21 maja 2014

Life is visual, ale jest też muzyką. Arstidir

Tak bardzo prosty teledysk, a taki piękny. Moje najnowsze odkrycie muzyczne, którego nazwy nie potrafię nawet wymówić. Proszę się delektować.

sobota, 10 maja 2014

Angelina Jolie is Maleficent!

Listen this music, listen Lana Del Rey... this is gonna be great!

czwartek, 10 kwietnia 2014

Fenomen Fannibalismu. Rzecz o rodzącym się kulcie pewnego kanibala



Kanibal jaki jest każdy widzi.

Ma doskonale dopasowany garnitur, idealnie wysportowane ciało, ułożone włosy, rysy twarzy, które powodują, że nie sposób od niego oderwać wzroku. Do tego jest mądry, wykształcony, kocha sztukę i wzrusza się przy jej odbiorze, docenia również spotkania towarzyskie. Przede wszystkim jednak świetnie gotuje. Tak - w zalewie postaci telewizyjnych typu Gordon Ramsay czy Magda Gessler, Hannibal Lecter to idealna odtrutka na przesłodzonych, nieskromnych kreatorów smaku. Taki Hannibal je i nie tyje, nie sypie Prymatem, nie musi wydzierać się na innych, by szybciej smażyli dorsza. On sobie gotuje przy muzyce klasycznej, czyniąc ze swojego osobliwego hobby czy też może pasji swoisty performance, którego co tydzień milionowa gawiedź jest świadkiem i się zachwyca.

Tak więc Hannibal czasem lubi sobie także dobrze zjeść. Jakąś smaczną część człowieczą. Przy okazji trochę pomanipuluje społeczeństwem, ale co tam społeczeństwo! Najbliżsi! To najbliżsi z jego otoczenia chodzą są wodzeni jak psy na smyczy, ale takiej sztywnej, byleby się nie znaleźć za blisko sedna całej kryminalnej sytuacji, wokół to której rozgrywa się cała historia naszego ulubionego kucharza. To mecz o wszystko, bo to mecz o ludzkie życie. Właściwie - źle to określiłam: to nie mecz, to sztuka teatralna podana widzowi z najwyższym kunsztem. Sprytnie wyreżyserowana, zagrana, z doskonałymi rekwizytami, zaskakującymi zwrotami akcji. Wszystko tu się zgadza, nie ma miejsca na pomyłki.


Hannibal dzięki doskonałej adaptacji tejże postaci do realiów i widza XXI wieku (chwała za to Bryan'owi Fuller'owi) to współczesny kanibal perfekcyjny. Legendarna postać, odtwarzana wcześniej przez równie legendarnego Anthony'ego Hopkinsa, który jednak wydaje się ostatnio być nieco zapomniany przez to, co dzieje się wokół serialu. Wydawać by się mogło, że nikt już mocniej niż Hopkins swoją rolą nie wryje nam się w pamięć jako Lecter, że nikt nie może już "ugryźć" tej postaci w oryginalny sposób. A jednak...

Wiking o sepleniącym akcencie, surowych rysach twarzy, ubierający się w garnitury od najlepszych projektantów -  jako postać przetransponowana i zaadaptowana w jednego z najbardziej kultowych anty-bohaterów amerykańskich to strzał w dziesiątkę. Wiking to nie byle jaki - na początku byłam zadziwiona wyborem Madsa Mikkelsena na nowego Hannibala, jednak krótko trwało to uczucie, gdyż szybko zmieniło się u mnie w zaciekawienie i poniekąd fascynację. Zanim jeszcze zaczęłam oglądać pierwszy sezon "Hannibala" (który de facto do połowy był bardzo nudny, natomiast gdzieś od 8 - go odcinka to była jazda bez trzymanki),  przypomniałam sobie tytuły z Madsem, które wcześniej oglądałam. Mój ukochany to oczywiście "Jabłka Adama". Gdzież mu tam do Hannibala! Jednak nie da się zaprzeczyć, zadaniu powierzonemu przez amerykańskich kolegów sprostał. Mads wyśmienitym aktorem jest, spełnił się w ambitnych filmach, w kinie europejskim, został doceniony (Złota Palma w Cannes za "Flugten/Polowanie"), teraz pozostało mu tylko zostać aktorem kultowym i wzbić się na wyżyny popkultury.

Pod koniec emisji pierwszego sezonu (wielu chyba podzielało moje rozczarowanie pierwszą połową), kiedy to akcja serialu sięgnęła apogeum, internet oszalał na punkcie Hannibala. Powstało zjawisko "fannibalismu" - stworzono wokół produkcji otoczkę wiernych fanów, którzy:

1. tworzyli grafiki inspirowane serialem (głównie relacją postaci Will <----> Hannibal, grafiki z motywem Wendigo (kluczowa symbolika w serialu, nie będę zdradzać, proszę sobie poszukać), z postacią Hannibala + różne ciekawe teksty do tego




2. stworzyli fan page, na których wklejane są memy z Hannibalem (i nie tylko) - i tutaj jestem zdumiona, bo kreatywność niektórych moim zdaniem nie zna granic i niektóre z nich są naprawdę dobre. Ciekawa jestem jednak za ile tych memów odpowiadają prawdziwi fani, a za ile specjaliści ds. PR.



c. działają mocno na portalach typu Tumblr - rzesza fanatycznych zakochanych "fannibalek" namiętnie skleja gif-y, szczególnie te, na których widać tyłek Mikkelsen'a, który jak widać zresztą na załączonym obrazu - jako aktor wie, że ćwiczyć trzeba na siłowni.



to chyba najlepszy blog na Tumblr o Hannibalu

Twitter'em się nie bawię, więc nie śledzę - podejrzewam jednak, że jest podobnie kultowo jak w powyższych trzech przypadkach. Apogeum osiągnięte zostało przed premierą drugiego sezonu. Jako fanka zawalona zostałam obrazkami z odliczaniem do momentu, kiedy nasz ukochany kanibal poćwiartuje i pożre swoją ofiarę. Fani czekali z niecierpliwością, co tam Wigilia, co tam Nowy Rok - najważniejsze są najnowsze odcinki "Hannibala". Najważniejsze, by Will wydostał się z więzienia, uwolnijmy Willa!



Wrócę jednak do sedna sprawy - dlaczego wszyscy zakochali się w kanibalu? Czemu mamy fanów kanibala? Czy zaczęło się to dopiero teraz, czy trwa już od czasów pamiętnej roli A. Hopkinsa?

Hopkins na pewno był innym "Hannibalem". Miał bardziej przyziemną aparycję, był (mimo - dla niektórych, dyskusyjnej urody Mikkelsen'a) jednak kanibalem niedoskonałym. Teraz mamy do czynienia z kanibalem - yuppie. Bogatym, wyposażonym w najnowocześniejsze sprzęty kuchenne do krojenia nóżek. Może kobiety oglądają, bo zazdroszczą sprzętu w kuchni? Mężczyźni, bo chcieliby mieć taki garnitur? A może po prostu ten człowiek ma wokół siebie jakąś niewytłumaczalną aurę? Byłabym za tym wszystkim co wymieniłam, ale za tym ostatnim stanę najmocniej.

Dla mnie Hannibal Madsa jest jakiś nieodgadniony, ma w sobie jakiś nadprzyrodzony pierwiastek. Być może przez tą dozę "skandynawskości", wystające kości policzkowe sugerujące surowość, a zarazem zaradność i siłę. Są też momenty, kiedy Lecter płacze i jakbyśmy się nie starali, to jednak jakoś to do nas trafia. Może to wszystko, co wymieniłam wcześniej, a może to po prostu sposób w jaki działania Lectera zostały w serialu pokazane. Bo pokazane zostały tak naprawdę tak jakby morderstwo  było dziełem tworzonym przez wyjątkowego artystę - manipulatora. Tylko my wiemy, że morduje Lecter. On zwodzi wszystkich wokół siebie, a sam napawa się efektem jaki jego dzieła wywołują na innych. Jest jak kompozytor, który manipulowanie innymi traktuje jak pisanie partytury do dzieła życia. Czerpie satysfakcję z tego jak wszyscy grają tak jak on sobie wymyślił. Obserwuje to z boku, planuje dalej, napawa się swoją sztuką, poprawia krawat i nie dopuszcza możliwości jakiejkolwiek porażki.



 Dopiero w drugim sezonie widzimy cień porażki wiszącej nad Hannibalem, ale dalej: improwizuje tak, że na koniec i tak wszystko się zgadza tak jak powinno. Mamy tu Lectera na miarę naszych czasów. Każdy chciałby być tak przystojny, wysportowany, wykształcony, bogaty, silny, brylujący w towarzystwie, lubiany przez innych. Nie każdy jednak ma w sobie ten pierwiastek nadnaturalności, jaki przez cały serial przewija się w tle. Pierwiastek zła, diabelskości... W Hannibalu Hopkinsa nie było tej sfery pozanaturalnej, on był bardzo ludzki. Hannibal Mikkelsena to szokujące połączenie naszego, pustego, yuppie świata ze sferą paranormalną, nacechowaną złem, niesamowitą symboliką. Przyjrzyjcie się i śledźcie uważnie symbolikę w tym serialu. Czasem sobie powtórzcie jakiś odcinek, nie analizujcie cudzych tekstów - po prostu przyjrzyjcie się i zastanówcie co dla Was dany symbol, który zaprezentowano na ekranie znaczy. Gwarantuję, że zdziwicie się jak wiele samemu można odkryć jeśli spojrzy się dokładniej.



Gdzie jest granica kultu kanibala i "fannibalismu"? Nie wiem, zastanawiam się nad skalą zjawiska, ponieważ mnie zadziwiła. Nie można nacechować tego fenomenu negatywnie, należy go po prostu moim zdaniem obserwować. Raczej wątpię, żeby powstała moda na zjadanie ludzi, natomiast warto się przyjrzeć kreacjom artystycznym jakie powstają na kanwie serialu, jak wykorzystywane są pewne zawarte w nim symbole, jak są współcześnie interpretowane i miksowane z innymi. Zaskakujące jest również zjawisko wnikliwego analizowania szczegółów przez fanów serialu, co ja akurat uważam za dobre i ciekawe, ponieważ pokazuje to, do czego dąży współczesna telewizja, a mianowicie dąży ona do zastąpienia głupich telenowel serialami, które uczą, dają cokolwiek, zmuszają ludzi do myślenia. Sam fakt, że ktoś siada potem na bloga, zrobi mema, poświęci czas na wymyślenie czegoś kreatywnego na podstawie obrazu, który chwilę wcześniej obejrzał, jest moim zdaniem zjawiskiem pozytywnym. Oczywiście - zdarzą się fanatycy, którzy pójdą w skrajność, ale tacy znajdują się zawsze. Boję się końca sezonu. Boję się, bo być może każdy kolejny nie będzie już tak wartościowy, nacechowany symbolizmem, bo przecież każdemu (nawet najlepszemu scenarzyście), pomysły kiedyś się kończą. Z zapartym tchem będę obserwowała jak budowana jest dalej postać Hannibala, jak wykorzystywany jest kult tej postaci w sieci i co zrobi Mads, kiedy skończy już grać w USA. Byleby nie utknął w "Hannibalu".

Kończąc ten przydługi wywód, mam na koniec tylko jedną konkluzję - tak jak Hannibal wodzi za nos wszystkich wokół, tak jako widza wodzi nas za nos Bryan Fuller. My jako widzowie bardzo lubimy być wodzeni na pokuszenie, szczególnie przez tak niejednoznaczne, a przez to uwielbiane postaci jak Mads Mikkelsen. Więcej takich Wikingów w kinie i telewizji sobie życzę. Cieszy mnie, że docenia się Skargaarda, drugiego Mikkelsena (zagrał w "Sherlock'u"), więcej takich surowych, a jednocześnie przepełnionych emocjami facetów chcę widzieć na ekranie jakimkolwiek.



----------------------------------------------------------------------------

Trochę linków na koniec:

http://hannibals-a-cannibal.tumblr.com/post/56248241424/hello-dr-lecter
http://hannibeatles.tumblr.com/
http://idontfindyouthatinteresting.tumblr.com/post/81694165062
http://www.tumblr.com/tagged/takiawase

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Don't pay me - jak zwiedzać bez pieniędzy i żyć wbrew trendom i w zgodzie ze sobą

Dzisiaj dowiedziałam się o fajnym projekcie, który uświadomił mi, że są ludzie, którzy są naprawdę zmęczeni pogonią za pieniądzem i niekoniecznie chcą płynąć "z prądem", siedząc na wygodnym krzesełku w szklanym budynku od 8 do 17, a wieczorem wyciskać siódme poty na siłowni, by mieć siłę psychiczną do powrotu do pracy dnia następnego. Są ludzie, którzy chcą uciec od idei pieniądza, którzy rządzi światem i to jest naprawdę fajne. Może dla niektórych nieco utopijne, ale jak widać, da się z taką ideą zrobić COŚ.

Powstał projekt Don't Pay Me - zachęcam do polubienia na FB: https://www.facebook.com/dontpayme

Najlepiej zacytować jak uczestnicy sami opisują ów projekt:

Don't Pay Me to portret podróżników, artystów, biznesmenów i aktywistów, którzy starają się wyjść poza system oparty na pieniądzu. Praca wykonywana jest w zamian za jedzenie i miejsce do życia, a każde miejsce daje wyjątkowe możliwości samorozwoju. Strony tej transakcji nazywane są gospodarzami i wolontariuszami, ale w rzeczywistości stają się czymś więcej.
 
Utopijne? No nie do końca, bo jak widać projekt brnie do przodu, brakuje tylko kasy na post-produkcję, materiał już jest, historia została napisana przez samo życie, a właściwie - przez osoby, które swoje życie wzięły we własne ręce. Z tego, co wiem, szukają wolontariuszy do pracy przy post - produkcji, więc kto żyw i ma ochotę niech pisze i się doświadcza!

Powstał zachęcający trailer, nic tylko czekać na akcję promocyjną i dokończenie filmu. Inspirujące, kibicuję.

 
DON'T PAY ME - a documentary movie trailer from A/H1N1 on Vimeo.

środa, 25 grudnia 2013

"Hobbit - Pustkowie Smauga" - genialna promocja w internecie/ Best of "Hobbit - The Desolation of Smaug" -a marvelous internet campaign!

http://hector-dixon.tumblr.com/page/2
Nadchodzi "Hobbit - Pustkowie Smauga". Z tej okazji internet bombarduje nas genialną moim zdaniem promocją filmu. Jako, że trafiło mi się L4 i dłuższe siedzenie w domu, mam okazję śledzić na bieżąco to, co wyczyniają PR-owcy od filmu Jacksona. Uważam, że spisują się na medal - postanowiłam zatem pozbierać najlepsze kwiatki, które znalazłam do tej pory. Cała promocja w internecie opiera się o świetne wywiady, autoironiczne wypowiedzi, podkreślanie atmosfery jaka panowała podczas kręcenia filmu, zabawne gif-y z aktorami, mnóstwo blogów fanów (którzy robią naprawdę świetną robotę) oraz łączenie promocji "Pustkowia Smauga" z innymi produkcjami, w których występują aktorzy z filmu (tak się akurat złożyło, że Martin Freeman, czyli Bilbo Baggins i Benedict Cumberbatch - Smaug, występują teraz w hitowej produkcji "Sherlock" i już w styczniu odbędzie się premiera nowego, trzeciego sezonu serialu, na który wszyscy niecierpliwie czekają i podkręcają atmosferę).



 Póki co, czekamy na premierę drugiej części "Hobbita", przypominamy sobie pierwszą i raczymy się materiałami. By the way - wiedzieliście, że aktorzy grający krasnoludów postanowili zrobić dla Petera Jacksona kalendarz z nagimi krasnoludami? "Naked Dwarf Calendar". Cóż to byłby za hit - niestety wyprodukowano tylko jeden egzemplarz...




Prześledzimy zatem, co dzieje się w hobbitowym internecie!

Zacznijmy od samej produkcji i tego, co działo się na planie filmu. Stworzono świetny dokument - blog. To 1,5h raczenia się tym, co działo się na planie podczas kręcenia "Hobbita". Mamy wypowiedzi reżysera (i drugiego reżysera - Andy'ego Serkisa), całej załogi, możemy obejrzeć w jaki sposób wybierano lokalizacje, jak powstawała scenografia, charakteryzacja i jak aktorzy dawali sobie z nią radę. Przez cały filmik prowadzi nas ulubiony przewodnik - Peter Jackson. Zwiedzamy plan filmowy, przyglądamy się szczegółom pracy techników. Możemy pośmiać się z aktorami, którzy odreagowują ciężką pracę poprzez wygłupy w kostiumach. Widać, że kręcenie w Nowej Zelandii to był dla nich naprawdę niezły fun. Polecam obejrzenie filmiku.



OK, jesteśmy "the cast", spędzamy ze sobą wiele dni w ciągu roku na planie filmowym, w takich, a nie innych strojach - powinniśmy się znać na wylot. Znamy też na pewno swoje stopy. Kto najlepiej wypadł w tym teście? Najlepsze jest podsumowanie:)



Są święta, ludzie siedzą przed komputerami, wkurzeni kłótniami po wigilijnej kolacji muszą się odprężyć. Najlepsze ku temu jest surfowanie w internecie i pooglądanie/ poczytanie śmiesznych blogów, Twitter, Pinterest - słowem: wszystko, co najbardziej uzależnia. Spread the Hobbit news, become a follower! Fani zainspirowani dostają twórczego szału, czego efektem są m.in. takie obrazki:




Krasnoludy - najwięksi jajcarze w całej historii. Piją, imprezują, są butni, ekspresyjni i mają przystojnego wodza. Świetny materiał pod zabawne gif-y:




 Czy już wspominałam, że mamy święta i dla każdego coś dobrego? :)


 Dla kobiet też coś trzeba przygotować, mamy zatem wątek miłosny: elf <----> krasnolud.


MARTIN FREEMAN!

Wiele się dzieje wokół Martina Freemana. W wywiadach dał się poznać jako człowiek totalnie autoironiczny, błyskotliwy i z błyskawiczną ripostą - typowy Brytyjczyk, a takich Brytyjczyków kochamy!
Zawsze wie, co odpowiedzieć, jak dogryźć kolegom z planu, jaką minę zrobić, by wszyscy padali ze śmiechu. To też człowiek bardzo ciepły, taki przyjaciel, jakiego każdy chciałby mieć na zawsze. Martin bardzo lubi pokazywać również werbalnie co sądzi o innych. Poniżej kilka kwiatków.



"Go tell the elves to fuck themselves..." [Eric Idle]






WE'RE ALL CUMBERBITCHES/ CUMBERBATCHED BABIES

BENEDICT CUMBERBATCH

W internecie istnieje nowe zjawisko społeczne, obejmuje głównie kobiety (przynajmniej z tego, co wiem, choć nigdy nie można być do końca pewnym). Kobiety te nazywają siebie "The Cumberbitches", co w tym przypadku bynajmniej nikomu nie ujmuje. Można też spotkać się z określeniem "Cumberbatched" - nieco mniej wulgarnym, ale równie dobrze określającym poziom fascynacji tymże mężczyzną. To ruch fanek (do których z dumą i ja się mogę zaliczyć), ubóstwiających nietypowej urody Brytyjczyka, a jest nim ladies and gentlemen - Benedict Cumberbatch, tutaj: the sexiest male voice alive - Smaug!




 Najczęstsze komentarze pod wszelakimi postami dotyczącymi Benedicta brzmią mniej więcej: "marvelous", "soooo perfect", "omg he's freakin' hot" lub "my ovaries has already exploded". The Cumberbitches dzielą się wszelkimi fotami z gazet, z premier, gifami, dodając do tego komentarze typu "All I want for Christmas is... Benedict". Ruch rozprzestrzenia się w szalonym tempie, apogeum osiągnie zapewne w dniu premiery pierwszego odcinka 3-ciej serii "Sherlock'a'" (styczeń), ale teraz atmosfera podkręcona jest dzięki temu, że Benny użyczył głosu Smaugowi. Zresztą, Benny może czytać pierdoły i i tak wszystkie kobiety szaleją.
Ten filmik "objął" internet w ciągu paru godzin.


Oto jak wyglądała praca Benedicta nad Smaugiem:




OK, nie wchodźmy już w więcej szczegółów, bo się rozmarzymy (albo rozmażemy)... Jedziemy dalej...

 RICHARD ARMITAGE - THORIN

Jak wiadomo, Richard Armitage to przystojny pan jest, to dżentelmen, spokojny, pokorny człowiek i tak widzimy go we wszystkich wywiadach. Czy ktoś oprze się takiemu urokowi?


Tutaj prześmieszne 60 sekund z Freemanem, wywiad prowadzi oczywiście M. Freeman:




ANDY SERKIS - GOLLUM


IAN MCKELLEN - GANDALF



Na podsumowanie - oto najlepsze fan page na Facebook'u, na których możemy znaleźć sporo newsów o Hobbicie:

https://www.facebook.com/TopBritishTV?fref=ts
For Cumberbatched/ Cumberbitches: https://www.facebook.com/pages/I-Am-Cumberbatched/585324121516018?ref=ts&fref=ts



Na koniec (bo nie było nic o kobiecej części załogi "Hobbita") - wywiad z Evangeline Lily:)



Najlepsze blogi:

http://hector-dixon.tumblr.com/
http://fandomlifeandeverythinginbetween.tumblr.com/post/69661063848
http://www.tumblr.com/search/hobbit

poniedziałek, 11 listopada 2013

Bronson serves tea - ladies and gentlemen, highlight of the day - Tom Hardy!



Pierwszy raz zobaczyłam go w małej, brylantowej roli w "Incepcji". Potem pojawiło się kilka filmów po drodze, aż w końcu dotarłam do "Stuart - a life backwards" i "Bronsona". Pierwszy film - jako film sam w sobie nie jest może specjalnie wybitny, ale to podkładka pod niesamowitą rolę Hardy'ego - inteligentnie, z przesadną ekspresją, ale idealną do tej roli.

Nie będę się kusić o rozległe opisy, gdyż mam czytających za inteligentnych i wnioskuję, że dowiedzą się o co z grubsza chodzi w filmie ze zwiastunu:


/ całość do obejrzenia  w 7 częściach tutaj

Skupię się w tym momencie bardziej na "Bronsonie", bo ten film mocniej zdecydowanie zapadł mi w pamięci i jestem przekonana, że dla wielu osób, które go obejrzą, stanie się kultowym. Na ową "kultowość" ma niejako również wpływ świadomość tego, że ten bohater gdzieś tam jeszcze sobie żyje i faktycznie czynił to, co Hardy pokazał swoją kreacją - przez to oglądając film jesteśmy dwa razy bardziej zszokowani.

To majstersztyk Nicolasa Windinga Refna ("Drive", "Valhalla Rising"). Obraz mroczny, sarkastyczny, swoiste wodewilowe widowisko pełne przemocy, ale przemocy zjadliwej, w tym wydaniu zjawiskowej wręcz. Zaczynamy od pierwszej sceny, gdzie rodzi się potwór - nasz bohater: Bronson, człowiek, który w więzieniu czuje się jak ryba w wodzie.


Potem brniemy przez show, jakim raczy nas Hardy jako Bronson - całe życie naszego przestępcy - gwiazdy, było jednym wielkim widowiskiem i tak właśnie chciał je konstruować sam główny bohater. Czy można z przemocy uczynić dzieło sztuki? To chyba jedyny film, po obejrzeniu którego z czystym sumieniem jestem w stanie odpowiedzieć, że jako kobietę pokojowo nastawioną do ludzi (na ogół), zafascynowała mnie ta przemoc ukazana na ekranie. Wszystko jest w konwencji teatru jednego aktora, który ma tak nieograniczoną charyzmę, że nie sposób oderwać oczu od głównego bohatera.

Okraszone to jest muzyką poważną, która w odpowiednich chwilach nadaje albo patosu albo wręcz zabawy, śmieszności, umniejszenia cierpienia ofiar Bronsona - w naszych oczach jawi się on wówczas jako trefniś, clown zabawiający nas swoimi chorymi jazdami. Za takiego właśnie chce uchodzić i to mu się udaje.

Co w filmie uderza od strony wizualnej? Perfekcyjne przemyślenie scen, co idealnie tworzy właśnie tą konwencję wodewilową - bohater porusza się do rytmu muzyki, chowa się kiedy trzeba, byśmy widzieli reakcję jego ofiary.



Kiedy wzbiera w nim wściekłość, widzimy jak żyły pojawiają mu się na szyi i rękach, ba! wręcz słyszymy jak napręża muskuły i szykuje się do wzięcia w szpony swoją ofiarę. Sam Hardy jest majstersztykiem wizualnym tutaj - nieludzki wysiłek, jaki musiał włożyć w wyrzeźbienie takiej formy, jaką jest Bronson - bo typowym facetem ciężko go raczej nazwać. Dla mnie jego postawa, mięśnie, styl poruszania - wizualnie idealnie oddaje chodzącą przemoc, jaką jest główny bohater. Mamy tu obłe bary, grubą szyję w kontraście do przepięknej, plastycznej twarzy aktora. Refn maluje głównego bohatera, robi z niego brudnego zawadiakę, który wykonuje na swoich ofiarach performance. Nawet gdy podaje herbatę.

Proszę Państwa, nic dodać, nic ująć - oto Tom Hardy i jego wybitna kreacja, która niesłusznie nie została nagrodzona Oscarem. Miejmy nadzieję, że kiedyś ktoś mu to wynagrodzi, bo poświęcenie dla roli wielkie.

Oto i pierwszy klip pokazujący jak idealnie może współgrać wizja reżysera z pracą aktora:



Tutaj ta spora doza komedii, o której wspominałam:





A to chyba jedna z najlepszych scen - od tej pory piosenka Pet Shop Boys nie będzie już dla Was brzmieć tak samo, ostrzegałam!





Jak się robi video, które chwyta za serce/ How to make a video catching your heart - Coldplay - Atlas (lyrics) HD

Usłyszałam tą piosenkę po raz pierwszy w Trójce dwa dni temu. Coldplay stworzył mistrzowstwo - przestrzeń, aranżacja, wokal. Stare, dobre czasy.

Jest jednak różnica, kiedy słucha się tej piosenki bez obrazu. Przeżywamy tekst, piękną melodię. Ale gdy oglądamy to, co pokazano na video poniżej, słowa "I'll cary your world" nabierają zupełnie nowego znaczenia.

To  pokazuje jak to, co widzimy na ekranie -  w połączeniu z muzyką, potrafi oddziaływać na nasze emocje. Powstał swoisty protest song.
 



A to inna wersja, którą ja odebrałam zupełnie inaczej, o wiele bardziej płytko, przyciągnęły mnie tylko piękne obrazki i świetna piosenka, ale nie przekaz całości:



Brawo dla autora klipu. Brawo dla Coldplay, który nigdy nie schodzić poniżej swojego poziomu.