czwartek, 20 maja 2010

Prochy Angeli

"Kiedy patrzę wstecz na moje dzieciństwo, zastanawiam się jak w ogóle udało się mi i moim braciom przetrwać. Było to, naturalnie, nieszczęśliwe dzieciństwo: szczęśliwe dzieciństwo rzadko kiedy wspomina się tak długo. Od zwykłego nieszczęśliwego dzieciństwa gorsze może być nieszczęśliwe irlandzkie dzieciństwo, najgorsze zaś ze wszystkiego jest nieszczęśliwe irlandzkie dzieciństwo w katolickiej rodzinie."


Biedna irlandzka rodzina marzy o lepszym życiu, lecz szanse na nie są nikłe. Uciekają z Ameryki do Limerick, w nadziei, że tam będzie żyło im się lepiej. Umierają kolejne dzieci, a sytuacja się nie zmienia, urzędnicy nie są przyjaźni, zasiłki bardzo małe, a bezrobotny i nie skory do pracy ojciec i tak wydaje wszystko na picie... I znów rodzą się kolejne dzieci. Ojciec powoli stacza się na samo dno, Angela nie może już liczyć na jego pomoc i za wszelką cenę stara się utrzymać rodzinę. Głównym bohaterem jest tu najstarszy syn - Frank, którego poznajemy jako 10 - letniego chłopca, obserwującego jak jego ojciec coraz bardziej się poniża, opiekującego się młodszym rodzeństwem i pomagającego matce. Obserwujemy dorastanie Franka z jego perspektywy, z perspektywy biednego dzieciaka, który ma jeden cel - wydostać się z Irlandii do Ameryki.



To historia o miłości do rodziny, nieporadności życiowe przeciwstawionej uporowi w dążeniu do celu i wyrwania się z marazmu. To historia o społecznej ignorancji, biedzie i poniżaniu się dla przetrwania.



Film jest cały błękitny, jak dowiedziałam się z książki "Jeśli to fiolet to ktoś umrze. Teoria koloru w filmie" Pati Bellantoni, niebieski to kolor zdystansowany, cichy i powściągliwy, ukazujący bezwład i introspektywność bohaterów. Jest to też kolor zadumy. Kolor ten rzadko stosowany jest jako dominujący, być może dlatego, że usypia. Dominuje w filmie "Prochy Angeli", został tutaj zastosowany zapewne dla ukazania marazmu, biedy i smutku miasteczka Limerick - miejsca jednokolorowego, gdzie łatwo znaleźć się w rynsztoku...


Film to słodko - gorzki. Historia jest bardzo smutna, lecz kiełkuje nutka miłości bezwarunkowej - synowie mimo coraz mniejszego szacunku do ojca jednak go kochają, Angela też, dzieci rodzą się mimo tego, iż poprzednie umierają. Jest ciągle jakaś irracjonalna nadzieja, że coś się odmieni. Ameryka jest tu dalej Ziemią Obiecaną, o czym dowiadujemy się choćby od zachwyconego jej historią i ideą nauczyciela Franka. Nie mam kompletnie zastrzeżeń do gry aktorskiej, najbardziej podobały mi się "młodsze wersje" Franka - dzieci zagrały niesamowicie naturalnie, ciut denerwowała mnie maniera aktorska najstarszego Franka. Pozostały skład bez zarzutów. Świetna moim zdaniem reżyseria, film mi się kompletnie nie dłużył, wciągnął mnie bez reszty i zakochałam się w tej historii. Być może dlatego, że scenariusz jest adaptacją popularnej i bardzo dobrze przyjętej książki. Polecam dla tych, którzy lubią popatrzeć na Irlandię z innej strony i przekonać się jak Ziemia Obiecana dla Polaków wyglądała kiedyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz