piątek, 25 lutego 2011

"Wyjście przez sklep z pamiątkami" - Banksy se robi jaja




















Banksy to artysta umiejscowiony w obrębie tzw. street - artu - sztuki (lub jak niektórzy twierdzą - wandalizmu) na wskroś współczesnej. Inspiruje się pop - artem, tematyka jego prac oscyluje wokół popkultury, polityki i prześmiewania współczesnej obyczajowości. Nikt nie wie kim jest Banksy, jego twarz widziało może kilka osób, gdyż skrzętnie ukrywa przed światem swoją facjatę. Odkąd street - art stał się popularny (co jest w dużej mierze jego zasługą), zarabia całkiem niezłą kasę, sprzedając swoje prace do galerii czy gwiazdom takim jak Ch. Aguilera, bądź tworząc okładki na płyty. Do tej pory jednak Banksy nie zdobył najbardziej nośnego medium dzisiejszych czasów - filmu.


"Wyjście przez sklep z pamiątkami" to świetna okazja do zapoznania się ze street - artem w ogóle. Na początku zaprezentowano najważniejszych artystów tej sztuki, nazywanej przez niektórych wandalizmem. Pretekstem fabularnym jest działalność Thierry'ego Arguett'y - handlarza, który postanawia zająć się filmowaniem. Filmuje wszystko, co ma pod ręką, zachowuje uciekające chwile. Zafascynowany do bólu street - artem, postanawia pokazać ludziom najważniejsze jego postaci i dzieła, staje się dokumentalistą sztuki. Przeprowadzając wywiady z najbardziej znanymi artystami, ponosi jednak klęskę dokumentalną, ponieważ nie jest w stanie "dobrać się" do najważniejszego przedstawiciela street - artu - słynnego Brytyjczyka, Banksy'ego. Banksy jednak sam się do niego zgłasza...

Tutaj należy urwać opowieść na temat samego filmu tak, aby nie zepsuć jego odbioru. Zagwarantować mogę konsternację co do tego, co jest prawdą a co fikcją. Autor filmu bawi się z naszą percepcją sztuki, najpierw ukazując street - art jako coś wyjątkowego, znak naszych czasów, ostatni sposób wypowiedzi zbuntowanych dzieciaków postmodernizmu, najnośniejszy protest przeciwko polityce. Potem dowiadujemy się, że wszystko to jedna wielka mistyfikacja artystyczna, tzw. jeden wielki bullshit --> sam Banksy genialnie odkrywa dystans do swojej własnej twórczości, dystans będący jego cechą rozpoznawczą.


Film dobry dla tych, którzy interesują się street - artem. Dobry również dla osób, które chcą poszerzyć horyzonty, dowiedzieć się coś więcej na temat sztuki współczesnej. A dla tych, którzy interesują zagadanieniem kreacji, tworzenia, artystą w sensie socjologicznym - jest to idealne studium tego jaką władzę nad ludem ma artysta wpisujący się kontekstowo w czasy współczesne, sięgający po ważne aktualnie problemy. Dla niektórych film ten może być również studium ludzkiej głupoty, do wyboru, do koloru, obojętnym raczej nie pozostawi. Polecam i mam nadzieję na Oscara, będzie wesoło przy odbiorze nagrody.



środa, 23 lutego 2011

Biedne dziecko się wkręciło w tłinpiks



Zarażenie nastąpiło poprzez polecenie przez setną osobę, co autorka bloga zazwyczaj postrzega jako antyreklamę, jednak natężenie dziwnych i niewytłumaczalnych wydarzeń doprowadziło do skierowania się w stronę dziwnych światów Lyncha.

Ulubione postacie:
* Ejdżent Cooper
* Leland Palmer (stokrotne Emmy dla niego, wersja z siwymi włosami przytłacza niemiłosiernie na plus)
* Szeryf (bo ładny)
* drugi agent grany przez Lyncha (bo ja się tak samo drę jak on, mimo, że nie głucha)

Pierwsza seria mistrzowska, nic nie pobije klimatu i fabuły. Druga seria zaczyna się w porządku, od momentu wyjaśnienia kto zabił Laurę Palmer już jest trochę ponaciągane i już nie tak ciekawie, co nie zmienia faktu, iż ogląda się takie rzeczy do końca. Proszę obejrzeć ostatni, 29 - ty odcinek, który wkurza, inspiruje, zawiesza, zmusza do interpretacji. Mnie najbardziej jednak wkurzył, przez co zmuszona byłam grzebać po Internecie, by ktoś pomógł mi zinterpretować (niezastąpieni forumowicze filmwebu), przy czym okazało się, że moja interpretacja pierwsza jest chyba tą bardziej ogólną. Nieważne, pozycja obowiązkowa dla miłośników dziwów tego świata.

No i ta muzyka...



Kluczowa, ulubiona scena:



A tutaj oto dlaczego piję więcej kawy: