poniedziałek, 21 czerwca 2010

Ładny film Moodyssona widziałam

Nie ma to jak kino skandynawskie na oswojenie nerwów, pomagisterskiego stresu i ukojenia emocji:)


"Mamut" (w orginale cudownie brzmiący "Mammoth") to film o małżeństwie tak zajętym swoją pracą i zagubionym we współczesnym świecie dążenia do kariery i statusu, że zapominającym o wartości bliskości i wspólnego przebywania ze sobą. Mają córkę, ciekawą świata i głodną spędzania czasu z rodzicami. Większość swojego życia spędza jednak z nianią z Filipin, która nie mogąc przebywać ze swoimi synami, przelewa całą miłość na obce dziecko. I o tym właśnie według mnie jest ten film - o posiadaniu miłości tuż obok, obawie przed jej utratą i przelewaniu uczuć na osoby będące substytutem tych, których na codzień możemy mieć blisko, ale ciągle znajdują się powody, by być od nich daleko. Główna bohaterka - lekarka, spędza większość czasu w szpitalu bądź próbując bezskutecznie odpocząć po pracy. Zaniedbuje przez to relacje z córką, która znajduje sobie matkę w niani. Niania szukając pieniędzy na lepsze życie wyjeżdża na drugi koniec świata, zostawiając dwóch zagubionych i potwornie potrzebujących matczynej miłości, synów. Ten wątek był dla mnie najpiękniejszy - dziecko tęskniące za swoją matką do tego stopnia, że potrafiące się poświęcić całkowicie dla sprowadzenia jej do domu. Dzieci w tym filmie są jak dorośli, a dorośli jak dzieci - zagubieni w tym, czego na codzień poszukują.


Moodysson stworzył bohaterów, którzy są moim zdaniem nietuzinkowi - nawet niemoralny postępek zostaje tutaj usprawiedliwiony chęcią dążenia do posiadania pełniejszego życia, odkrywania głębszych wartości. Ich życie toczy się powoli, wokół zwykłych spraw, by potem z nich rozwinęły się niezwykłe okoliczności. Każda osobista tragedia prowadzi jednak do oczyszczenia.


Bywało tak, że momentami nie rozumiałam pobudek głównych bohaterów, ale myślę, że reżyserowi właśnie o to chodziło. Film nakręcony jest jak ma się wrażenie bardzo po amerykańsku, jednak narracja jest bardzo skandynawska. Nie ma tutaj kłótni, wielkich przewrotów, jest nacisk na emocję, dostrzeganie zwykłych przyjemności w najmniejszych fragmentach życia. Jest zatem bardzo intymne wejście w świat bohaterów. Minus to czasami zbyt wolne toczenie się narracji, nużące na siłę moralizatorstwo, co jednak broni się świetnym aktorstwem Gaela Garcii Bernala i Michelle Williams (która moim zdaniem jest jedną z najciekawszych obecnie amerykańskich aktorek).

Polecam na spokojny wieczór, na chwilę przemyśleń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz