piątek, 30 kwietnia 2010

Autor widmo w dwojakim sensie




Świeżo po filmie ciężko się skusić na jakikolwiek obiektywizm, ale spróbuję. Jak na razie jest zachwyt, pełne wciągnięcie w historię, zachwyt nad rolą McGregora.

"Autor widmo" to fantastyczny polityczny thriller, który nie wypuścił mnie ze swoich szponów od początku do samego końca. Mimo iż momentami gubiłam się w temacie, potem się odnajdywałam (polityka to jednak nie moja specjalność). Film jest szary, mroczny, deszczowy - nawet kolorowa Ameryka sprowadzona jest do odludnej wyspy, na którą mało kto przyjeżdża, a jak już to jest to podejrzane.

Przede wszystkim świetnie skonstruowany scenariusz, historia plącze się, miesza, zaciekawia. Dopiero pod koniec można się przekonać co do prawdy zawartej we wszystkich wątkach. To jest moim zdaniem tzw. trickster - film z zaskakującym zakończeniem, zwrotem akcji o 180 stopni (choć mniej więcej w połowie filmu już się domyślałam zakończenia, ale trzymana byłam na szczęście dalej w niepewności). Podąża się oczami bohatera - pisarza widmo i obserwuje świat głównie z jego perspektywy. Tu ten kto jest dobry, niekoniecznie musi taki być. Ewan McGregor (jeden z moich ulubionych aktorów) zagrał w sposób dla siebie typowy - to taki trochę zagubiony człowiek, nie do końca rozumiejący swoje reakcje, nie do końca mu się w życiu udaje, ale jest to postać inteligentna, ciekawska, z klasą. Pierce Brosnan? Wcześniej w życiu nie pomyślałabym o nim jako aktorze mogącym zagrać premiera - tutaj jego postać zagrana jest z klasą, pomysłem, oddaje dwuznaczność bohatera, jednocześnie (co podejrzewam było w zamyśle Polańskiego) jest irytująca. Kiedy szczerzy te swoje zębiska do kamery przed milionami widzów, uderza fałsz i polityka pod publiczkę.

Mamy tu traktat o podległości Brytyjczyków wobec Amerykanów, ci pierwsi mogą poczuć się "wydymani" i wykorzystywani, choć pewnie sami są sobie winni. Mogą mieć Brytyjczycy pretensje do tego filmu, bo moim zdaniem to jawne nawiązanie do polityki Blaira, który jak wiadomo Ameryce się kłaniać lubił i wcale na tym dobrze nie wyszedł, choć na pewno lepiej niż premier - bohater "Autora widmo".

Jedną rzeczą, której tu nie lubię to mocna promocja marki BMW (teraz przy każdej BM-ce jadącej za mną będę się bać, że ktoś mnie szpieguje:)).

To się będę dalej zachwycać klimatem, historią, reżyserią i tak mi miną ze dwie następne noce z tym zachwytem. Po to właśnie jednak jest kino, świetni reżyserzy - żeby nie dawać ludziom spać bez kakofonii obrazków przewijających się po obejrzeniu filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz